wtorek, 7 czerwca 2011

środa, 1 czerwca 2011

Retorycznie.

Powiedz... przyjade odwiezc Ci te kajdanki?

Bezkrzyk.

Czasami za nia tesknie. Kiedy trzeba wstac i wyjsc. Kiedy trzeba oczy niesc wysoko, a slowa wyrzucac w powietrze z szybkoscia armaty konczacej sie salwa smiechu. Kiedy trzeba rozgrzac ich do nieprzytomnosci i oblakanych oczu. Kiedy maja ocierac sobie usta proponujac.
Jestem miekka i czysta jak wosk, nabrzmialy cieplem na opuszkach palcow. W palcach ogrebiam klucze, drobinki pieprzu i beztajemniczosc. Ojjojoj, kiwa na mnie ostrzegawczym palcem kiedy przez przypadek za mocno sie zaslucham.
Pamietam jak przychodzila rwac powietrze, darla je na szmaty i rozedrgane polacie tlenu skwierczace jak na patelni. Samym spojrzeniem tak umiala.
Chyba, ze jej zalezalo.

< noca slucham jak krazy pod drzwiami, jak pies weszacy krew >