środa, 11 listopada 2015

Uzurpowana.

Mam niepomarszczoną duszę. Gładka, bez rys rozciaga się we mnie jak skóra na tamburynie. Jest cieńka jak papier, gotowa na przyjęcie wszystkich promieni słońca. I na niecierpliwe bębnienie twoich palców. Jak w bajce, jak we śnie.
Ale On chowa się w cieniu. Pognieciony jak zmięta kartka papieru, rzucany z kąta w kąt przez nieistniejące już wokół niego wichury. Patrzy się w siebie i znika.

Wiesz, nie wiedziałam, że mam w dłoniach taką moc. Ja, z moim niebieskim spojrzeniem. Z wrośniętą w kość prostotą. Z brakiem słów zaczepionych o Twoje wypowiedzi. Z nieodkupionym żalem toczącym się w meandrach zapomnienia.
Krwawisz, bo ja wyżłobiłam Ci duszę.
Moja pozostała nietknięta.

< Tête de Bélier, Château Puech-Haut, 2013 >

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Modlitwa.

W stanie post-milosnym doswiadczam glebiej.
Niespodziewane wspomnienie smaku poziomek, wszystkie odcisniete we mnie dzwieki, szelest zamykanych przez Ciebie oczu.
Na jezyku rozjezdzaja sie przedwczesne zmiany por roku.

Dziwnie tak, w koncu zdac sobie sprawe ze juz nigdy nie bede pojedyncza. Osobna. Teraz, stojac obok, patrze na sama siebie kiedy usmiechem przyzwolenia pieczetuje ta umowe. Na stale, na zawsze, na nieuknione. Na kazde zadanie.

Konsekwentnie musze otrzepac z Was cialo, majac nadzieje, ze powpadacie w ukrycia zaglebien nogawek, jakies kieszonki, jakies pozostawione tylko dla mnie przestrzenie serca. I gdzie na zawsze bede was strzec, rozrysowanych konstelacjami pod moja skora.

Caluje,
U.

piątek, 2 stycznia 2015

Podsumowanie.

Twoje imie jest glebokie jak czarna czekolada z chilli. Pelne, dojrzale, gorace. Rozplywa sie na jezyku, jedwabnie draznicac wnetrze warg i piekac plonie w glowie, rozpalajac wzrok. Wedruje wewnatrz mnie, przeskakujac wzbierajacym mrukiem z gardla bezposrednio w krwioobieg. Zamykam zamglone oczy i czuje, jak rozbrzmiewa mi w czubkach palcow, przeslizguje sie przez konche brzucha, oddechem ogrzewa uda. 
Twoje imie i Twoje spojrzenie, jak miod spadziowy zlizywany z palcow. Twoj glos z obcym akcentem odszukujacy droge wsrod nieznanych sobie dzwiekow jezyka na ktory rozpadam sie kiedy doprowadzasz mnie do rozkoszy. Twoj zapach, ulotny, wyczuwalny jedynie krotkimi powiewami kiedy weszac wtykam nos pomiedzy Twoje ucho a szyje, tam gdzie skraca ci sie oddech. Twoja twarz, ktora przesladuje mi sny zeszlego roku.

Ty, moje postanowienie noworoczne ktorego nie dotrzymam.

< Château Giscours, Margaux, 2007 >