Ukulała w szczupłych palcach rozpacz. Malutka, przezroczysta kropelka. Zawsze myślała, że jest biała, ze szkarłatnym krzyczącym środkiem.
A tu takie kuliście bezkształtne nic.
Polizała - jak jeż o smaku wody z uzdrowiska, stęchle musujący z lekkim zabarwieniem słonawo zbutwiałych liści.
< Chodź malutka, przytulę twoją głowę pomiędzy udami, przecież widzę że chcesz, tak przebierasz palcami, potrzebujesz tego jak ja, ja Cię zaspokoję i oddam na przechowanie, a Ty napisz do niego może użyczy Ci swojego giętkiego języka i tak słowo stanie się ciałem, waszym, jednym, splątanym >
Jesteś zwierzęciem i masz kły.
poniedziałek, 30 listopada 2009
niedziela, 29 listopada 2009
Wiesz.
chciałabym znów
posmakować liście truskawki, jak wtedy gdy po raz pierwszy odkryłam, że barwią usta na zielono i mają takie przezroczyste kłujące włoski zaszczepiające radość w krew,
śmiech buszujący w polach zbóż zalanych ukropem słońca na których potem się z nim kochałam.
< ma miękki melodyjny głos >
posmakować liście truskawki, jak wtedy gdy po raz pierwszy odkryłam, że barwią usta na zielono i mają takie przezroczyste kłujące włoski zaszczepiające radość w krew,
śmiech buszujący w polach zbóż zalanych ukropem słońca na których potem się z nim kochałam.
< ma miękki melodyjny głos >
Wstęga.
Mgła, włóczka, skubanie, A1, palec otarty pierścionkiem, pończochy, dredy, szybko szybko, małe białe zęby, stukanie obcasów, niedopałek na schodach, ten kolor to fuksja, trzy godziny, syknięcie, patrzy się patrzy, wiśniowa chwila z zielonym kubkiem w ręku. Czerwone ślepiące światełka, kaszlnięcie. Okulary z odciskiem palca.
Tak mało kolorów kiedy stoisz 180 km/h.
Tak mało kolorów kiedy stoisz 180 km/h.
piątek, 27 listopada 2009
Velvet.
Minęło zaledwie kilka miesięcy a ona już obniża standardy. Brzydzę się nią. Jest słaba. Jest prozaiczna. Jest płaska.
A ja z kolei lubię tylko moje ciało. Lubię pławić się w nim, odbitym w twoich szeroko rozwartych oczach, obrębioną twoim przyspieszonym oddechem. Lubię wplatać dłonie we włosy, kręcąc biodrami, po kolei rozbierając przed Tobą moje jasne ramiona, moje gładkie piersi, moją smukłą talię. Lubię miękki blask mojej skóry w mroku kiedy wślizguję się na twoje uda, w poprzek, tak żebym w każdej chwili mogła się unieść i polizać twoje ucho.
Swój język też lubię. I swoje palce. I ten gardłowy jęk, kiedy ujmuję w dłonie twoje stopy.
Uniosła głowę, schwyciła swoje spojrzenie w lustrze. Jednym haustem opróżniła kieliszek, a potem patrząc prosto w swoje źrenice powoli oblizała górną wargę. Kropelka płynu zalśniła w kąciku ust.
< Chcę sukienkę, krótką, zwiewną, z krwistego jedwabiu. >
A ja z kolei lubię tylko moje ciało. Lubię pławić się w nim, odbitym w twoich szeroko rozwartych oczach, obrębioną twoim przyspieszonym oddechem. Lubię wplatać dłonie we włosy, kręcąc biodrami, po kolei rozbierając przed Tobą moje jasne ramiona, moje gładkie piersi, moją smukłą talię. Lubię miękki blask mojej skóry w mroku kiedy wślizguję się na twoje uda, w poprzek, tak żebym w każdej chwili mogła się unieść i polizać twoje ucho.
Swój język też lubię. I swoje palce. I ten gardłowy jęk, kiedy ujmuję w dłonie twoje stopy.
Uniosła głowę, schwyciła swoje spojrzenie w lustrze. Jednym haustem opróżniła kieliszek, a potem patrząc prosto w swoje źrenice powoli oblizała górną wargę. Kropelka płynu zalśniła w kąciku ust.
< Chcę sukienkę, krótką, zwiewną, z krwistego jedwabiu. >
Intrygujące.
Oksydowane srebro. Długie, takie jak lubię, współgrające z linią szyi, odwracające uwagę od białej skóry. Jak mały smok, albo wiewiórka, z drobnymi wypustkami i lśniącymi drobinkami łez.
I płyną w powietrzu niesione dumnie na mojej biednej głowie.
I płyną w powietrzu niesione dumnie na mojej biednej głowie.
środa, 25 listopada 2009
wtorek, 24 listopada 2009
Miękkość.
Kiedyś do mnie przyjdziesz. Zawsze wracacie. Chcę powiedzieć Ci wtedy tak bardzo wulgarnie < > i odczuć przy tym satysfakcję.
Ale wiem, że mi minie.
O Ciebie też będę się troszczyć.
Ale wiem, że mi minie.
O Ciebie też będę się troszczyć.