Małymi kropelkami jadu krwawię do środka.
To był naprawdę chujowy rok.
czwartek, 31 grudnia 2009
wtorek, 29 grudnia 2009
Przepowiesc.
"Za rzadko podróżuję." pomyślała wyglądając na szaroburą ulicę. Poleciałabym z wiatrem jak list do przeczytania i wypełnienia kamfory samotności, zabrnęłabym za morza i oceany i rozbiłabym się znowu. Ale przynajmniej o mur Chiński - w przeciwieństwie do Ciebie niezmienny od wieków.
niedziela, 27 grudnia 2009
Pustka.
Jest we mnie tak wiele kobiet, że czasem gubię się, która jest tą właściwą. Kiedy ktoś był obok zawsze to wiedziałam. Widziałam w ich oczach która jest potrzebna.
sobota, 26 grudnia 2009
Sens.
Nie lubił świąt. Nie rozumiał ich. Mówił, że mi zazdrości.
Patrzył mi prosto w oczy. Powiedział "Nie wierzę w święta."
Może dlatego w tym roku Święty mikołaj nie istnieje.
Patrzył mi prosto w oczy. Powiedział "Nie wierzę w święta."
Może dlatego w tym roku Święty mikołaj nie istnieje.
wtorek, 22 grudnia 2009
Łoś.
Twoje dłonie wyraźnie odcinają się od bieli mojej skóry. Zauważam to kiedy stajesz za mną kładąc opalone dłonie na moich ramionach. W wycinku lustra widzę tylko moje popiersie na przeciętym tle twoich spodni i dołu koszuli. Twoje zdobyczne truchło nawet patrzące tak samo jak łoś znad twojego kominka.
Twoje palce wędrują po mojej szyi, a ja z przyzwyczajenia wyginam się do przyjemności jak kot. We mnie wiatr rozwiewający popioły po pustyni.
Wiem, że w Tobie już rozjusza się rozkosz. Wyraźnie czuję to na karku, patrząc spod przymkniętych powiek jak wsuwasz palce pod złoty łańcuszek który wczoraj na mnie zawiesiłeś. Uśmiecham się kącikami ust, moja twarz nagle wygląda jak kpina, a Ty w tym momencie rozumiesz już, że patrzysz w otchłań. Przyglądam się, jak w nagłym odruchu owijasz sobie mocniej na palcach złoty drut. To tylko zabawa, szepcze coś w Tobie, kiedy zagryzając wargi zaciskasz złotą tasiemkę na mojej delikatnej skórze. Patrząc w odbicie moich ciemniejących oczu ze złością zaciągasz ją trochę mocniej niż byś chciał. Jej krańce przecinają skórę i trochę już mętnie wędruję w ślad za małą kropelką krwi uciekającą do obojczyka.
Unoszę dłonie do szyi, są zgięte jak szpony, nie mogę ich wcisnąć pod obręcz. Wybucham więc zdławionym śmiechem. Mówię w nim, że tym łańcuszkiem zranię Cię mocniej, niż Ty teraz mnie. Wystarczy, że założę go, kiedy uwiodę innego. Pozwolę mu go dotykać.
Trzeźwiejesz.
< nienawiść to zabawka pożądania >
Twoje palce wędrują po mojej szyi, a ja z przyzwyczajenia wyginam się do przyjemności jak kot. We mnie wiatr rozwiewający popioły po pustyni.
Wiem, że w Tobie już rozjusza się rozkosz. Wyraźnie czuję to na karku, patrząc spod przymkniętych powiek jak wsuwasz palce pod złoty łańcuszek który wczoraj na mnie zawiesiłeś. Uśmiecham się kącikami ust, moja twarz nagle wygląda jak kpina, a Ty w tym momencie rozumiesz już, że patrzysz w otchłań. Przyglądam się, jak w nagłym odruchu owijasz sobie mocniej na palcach złoty drut. To tylko zabawa, szepcze coś w Tobie, kiedy zagryzając wargi zaciskasz złotą tasiemkę na mojej delikatnej skórze. Patrząc w odbicie moich ciemniejących oczu ze złością zaciągasz ją trochę mocniej niż byś chciał. Jej krańce przecinają skórę i trochę już mętnie wędruję w ślad za małą kropelką krwi uciekającą do obojczyka.
Unoszę dłonie do szyi, są zgięte jak szpony, nie mogę ich wcisnąć pod obręcz. Wybucham więc zdławionym śmiechem. Mówię w nim, że tym łańcuszkiem zranię Cię mocniej, niż Ty teraz mnie. Wystarczy, że założę go, kiedy uwiodę innego. Pozwolę mu go dotykać.
Trzeźwiejesz.
< nienawiść to zabawka pożądania >
niedziela, 20 grudnia 2009
Pewność.
Mam dom, którego nikt nie kocha. Noszę go w sercu wyruszając na łowy w opiętej, lśniącej sukience i zbyt wysokich obcasach. Jego ciepło drzemie uparcie na moich czerwonych ustach, prawie czarnych w zalewającej ciemności gdy kroczę wyprostowana w obce ramiona. Jego okiennice są szeroko otwarte, patrzą zza kunsztownie odmalowanych witraży rzęs spokojnie, taksując ofiarę która nada się na umeblowanie.
Mój dom jest twardo wrośnięty w codzienność. Odgryza nogi wszystkim, którzy nie zdjęli butów.
< wartość to kwestia bardzo subiektywna >
Mój dom jest twardo wrośnięty w codzienność. Odgryza nogi wszystkim, którzy nie zdjęli butów.
< wartość to kwestia bardzo subiektywna >
piątek, 18 grudnia 2009
Lilith.
Czy wiesz, że kiedy Cię kocham, odbiera mi rozum? - chciałam zapytać, ale zmilczałam. Takie jak ja nie zadają pytań. My tylko jesteśmy.
Ale potem już wiem, że wiesz. Widzę to w ostatniej sekundzie w twoich rozszerzonych przerażeniem źrenicach, kiedy w amoku pochłaniam każdy skrawek twojej skóry, powoli zbliżając się do apogeum. Patrzę na siebie odbitą tysiąckrotnie w każdej kropelce pokrywającego Cię potu. Moje nastroszone włosy, moje błyszczące pazury, każdy spazm moich mięśni, żelazny uścisk moich ud wyciskających z Ciebie życie, krok po kroku, uniesienie po uniesieniu. Moje palce ciaśniej obejmują twoją szyję kiedy przez pojawiające się słone morza łez ledwie szepczesz "spełniasz nawet marzenia, które nie istnieją". Wtedy jeszcze myślisz, że tym pocałunkiem przestanę, i do samego końca wiesz, że tak będzie. .. Wiara < śmieje się gardłowo > .. Szczytujesz.
Kiedy mnie zapraszałeś, nie miałeś pojęcia, że tak to się skończy. Powinieneś był wiedzieć, że świetnie sprawdzam się w roli kochanki. Zerżnę Cię do ostatniego tchu. Dosłownie.
< szmaciana lalka >
Ale potem już wiem, że wiesz. Widzę to w ostatniej sekundzie w twoich rozszerzonych przerażeniem źrenicach, kiedy w amoku pochłaniam każdy skrawek twojej skóry, powoli zbliżając się do apogeum. Patrzę na siebie odbitą tysiąckrotnie w każdej kropelce pokrywającego Cię potu. Moje nastroszone włosy, moje błyszczące pazury, każdy spazm moich mięśni, żelazny uścisk moich ud wyciskających z Ciebie życie, krok po kroku, uniesienie po uniesieniu. Moje palce ciaśniej obejmują twoją szyję kiedy przez pojawiające się słone morza łez ledwie szepczesz "spełniasz nawet marzenia, które nie istnieją". Wtedy jeszcze myślisz, że tym pocałunkiem przestanę, i do samego końca wiesz, że tak będzie. .. Wiara < śmieje się gardłowo > .. Szczytujesz.
Kiedy mnie zapraszałeś, nie miałeś pojęcia, że tak to się skończy. Powinieneś był wiedzieć, że świetnie sprawdzam się w roli kochanki. Zerżnę Cię do ostatniego tchu. Dosłownie.
< szmaciana lalka >
czwartek, 17 grudnia 2009
środa, 16 grudnia 2009
Uzależnienie.
Budzę się do pocałunków, które wpełzasz mi w krew, miękko, mrucząco, w półświadomości, wciąż otumaniony moimi słowami. Co wieczór okręcam Cię ich lianą i wieszam sobie w snach. Pozwalam sobie na więcej, niż Ty mi kiedykolwiek dasz.
czwartek, 10 grudnia 2009
wtorek, 8 grudnia 2009
piątek, 4 grudnia 2009
Podział.
Stylistyczna czerwień dla oddzielenia starego od nowego. Wykwitnie na skórze, może nie do końca pejczem tak jak tego chciałeś, ale bardziej krwawo. Będzie mi do twarzy w ten wyjątkowy dzień roku.
Potrzebuję ciała po którym przespaceruję się szpilkami. Przyrzekam, będą dobrej jakości i artystycznie wbiją się w skórę. Pokochasz mnie za to. Może nie aż po pierścionek, ale obróżkę na pewno dostanę. Zrobię sobie kurewski makijaż, a minę zostawię anielską, będzie Cię to kręciło, dojedziemy do 5 razy bez snu.
A kiedy już Cię nie będzie zliżę całą sól moich łez, do dna, tak, że ani razu nie zauważysz i zmażesz mnie tak po prostu, jak po linii wybrzeża, nie zostawiając troski, listu, pocałunku, śladu. Tylko te zasrane kajdanki.
Umiem oddzielać życia.
Obiecuję.
Potrzebuję ciała po którym przespaceruję się szpilkami. Przyrzekam, będą dobrej jakości i artystycznie wbiją się w skórę. Pokochasz mnie za to. Może nie aż po pierścionek, ale obróżkę na pewno dostanę. Zrobię sobie kurewski makijaż, a minę zostawię anielską, będzie Cię to kręciło, dojedziemy do 5 razy bez snu.
A kiedy już Cię nie będzie zliżę całą sól moich łez, do dna, tak, że ani razu nie zauważysz i zmażesz mnie tak po prostu, jak po linii wybrzeża, nie zostawiając troski, listu, pocałunku, śladu. Tylko te zasrane kajdanki.
Umiem oddzielać życia.
Obiecuję.
poniedziałek, 30 listopada 2009
Wszystkożerna.
Ukulała w szczupłych palcach rozpacz. Malutka, przezroczysta kropelka. Zawsze myślała, że jest biała, ze szkarłatnym krzyczącym środkiem.
A tu takie kuliście bezkształtne nic.
Polizała - jak jeż o smaku wody z uzdrowiska, stęchle musujący z lekkim zabarwieniem słonawo zbutwiałych liści.
< Chodź malutka, przytulę twoją głowę pomiędzy udami, przecież widzę że chcesz, tak przebierasz palcami, potrzebujesz tego jak ja, ja Cię zaspokoję i oddam na przechowanie, a Ty napisz do niego może użyczy Ci swojego giętkiego języka i tak słowo stanie się ciałem, waszym, jednym, splątanym >
Jesteś zwierzęciem i masz kły.
A tu takie kuliście bezkształtne nic.
Polizała - jak jeż o smaku wody z uzdrowiska, stęchle musujący z lekkim zabarwieniem słonawo zbutwiałych liści.
< Chodź malutka, przytulę twoją głowę pomiędzy udami, przecież widzę że chcesz, tak przebierasz palcami, potrzebujesz tego jak ja, ja Cię zaspokoję i oddam na przechowanie, a Ty napisz do niego może użyczy Ci swojego giętkiego języka i tak słowo stanie się ciałem, waszym, jednym, splątanym >
Jesteś zwierzęciem i masz kły.
niedziela, 29 listopada 2009
Wiesz.
chciałabym znów
posmakować liście truskawki, jak wtedy gdy po raz pierwszy odkryłam, że barwią usta na zielono i mają takie przezroczyste kłujące włoski zaszczepiające radość w krew,
śmiech buszujący w polach zbóż zalanych ukropem słońca na których potem się z nim kochałam.
< ma miękki melodyjny głos >
posmakować liście truskawki, jak wtedy gdy po raz pierwszy odkryłam, że barwią usta na zielono i mają takie przezroczyste kłujące włoski zaszczepiające radość w krew,
śmiech buszujący w polach zbóż zalanych ukropem słońca na których potem się z nim kochałam.
< ma miękki melodyjny głos >
Wstęga.
Mgła, włóczka, skubanie, A1, palec otarty pierścionkiem, pończochy, dredy, szybko szybko, małe białe zęby, stukanie obcasów, niedopałek na schodach, ten kolor to fuksja, trzy godziny, syknięcie, patrzy się patrzy, wiśniowa chwila z zielonym kubkiem w ręku. Czerwone ślepiące światełka, kaszlnięcie. Okulary z odciskiem palca.
Tak mało kolorów kiedy stoisz 180 km/h.
Tak mało kolorów kiedy stoisz 180 km/h.
piątek, 27 listopada 2009
Velvet.
Minęło zaledwie kilka miesięcy a ona już obniża standardy. Brzydzę się nią. Jest słaba. Jest prozaiczna. Jest płaska.
A ja z kolei lubię tylko moje ciało. Lubię pławić się w nim, odbitym w twoich szeroko rozwartych oczach, obrębioną twoim przyspieszonym oddechem. Lubię wplatać dłonie we włosy, kręcąc biodrami, po kolei rozbierając przed Tobą moje jasne ramiona, moje gładkie piersi, moją smukłą talię. Lubię miękki blask mojej skóry w mroku kiedy wślizguję się na twoje uda, w poprzek, tak żebym w każdej chwili mogła się unieść i polizać twoje ucho.
Swój język też lubię. I swoje palce. I ten gardłowy jęk, kiedy ujmuję w dłonie twoje stopy.
Uniosła głowę, schwyciła swoje spojrzenie w lustrze. Jednym haustem opróżniła kieliszek, a potem patrząc prosto w swoje źrenice powoli oblizała górną wargę. Kropelka płynu zalśniła w kąciku ust.
< Chcę sukienkę, krótką, zwiewną, z krwistego jedwabiu. >
A ja z kolei lubię tylko moje ciało. Lubię pławić się w nim, odbitym w twoich szeroko rozwartych oczach, obrębioną twoim przyspieszonym oddechem. Lubię wplatać dłonie we włosy, kręcąc biodrami, po kolei rozbierając przed Tobą moje jasne ramiona, moje gładkie piersi, moją smukłą talię. Lubię miękki blask mojej skóry w mroku kiedy wślizguję się na twoje uda, w poprzek, tak żebym w każdej chwili mogła się unieść i polizać twoje ucho.
Swój język też lubię. I swoje palce. I ten gardłowy jęk, kiedy ujmuję w dłonie twoje stopy.
Uniosła głowę, schwyciła swoje spojrzenie w lustrze. Jednym haustem opróżniła kieliszek, a potem patrząc prosto w swoje źrenice powoli oblizała górną wargę. Kropelka płynu zalśniła w kąciku ust.
< Chcę sukienkę, krótką, zwiewną, z krwistego jedwabiu. >
Intrygujące.
Oksydowane srebro. Długie, takie jak lubię, współgrające z linią szyi, odwracające uwagę od białej skóry. Jak mały smok, albo wiewiórka, z drobnymi wypustkami i lśniącymi drobinkami łez.
I płyną w powietrzu niesione dumnie na mojej biednej głowie.
I płyną w powietrzu niesione dumnie na mojej biednej głowie.
środa, 25 listopada 2009
wtorek, 24 listopada 2009
Miękkość.
Kiedyś do mnie przyjdziesz. Zawsze wracacie. Chcę powiedzieć Ci wtedy tak bardzo wulgarnie < > i odczuć przy tym satysfakcję.
Ale wiem, że mi minie.
O Ciebie też będę się troszczyć.
Ale wiem, że mi minie.
O Ciebie też będę się troszczyć.
środa, 18 listopada 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)