sobota, 23 stycznia 2010

Melankoli.

Nic mi się nie śniło, mówi, i nadrabia śniąc w dzień. Śni o patrzeniu za okno, ptakach w karmiku, spękanych dłoniach, gorzkiej filiżance kawy, wilgoci na policzku. O deszczowym dniu i twoim karku, na którym się wsparłam w drodze do starości.
Śni się jej, że drogi są zawiłe jak twoja małżowina uszna, kręte i tak samo głuche.

Już od środka oglądam każdy szelest twojego ciała. Wszystkie szpary i drzwi zabite słowami. Pokażę Ci wszystkie twoje potwory, dorysuję im wąsy aż po twoją nagość. Będziesz uciekał. Ale jestem twoją nicią Ariadny, o pełnych, czerwonych wargach, zręcznych palcach, piekielnej gorączce w spojrzeniu. Weź mnie w dłonie i rozwiń do wnętrza.

< głupcze, wciąż jeszcze bawisz się w niebo w kolorze ultramaryny >

1 komentarz: