Nocą pojawiłeś się we mnie jak moja druga twarz. Byłeś męski, gorący i miałeś jego oczy, duże, ciemne i błyszczące. Ludzie odsuwali się od ciebie jak koty wyczuwające wodę, a Ty obejmowałeś mnie paląc spojrzeniem czas dookoła. Nie wiem skąd pojawiła się w Tobie złość i ta ich konieczność poświęcenia Cię. Walczyłeś jak zacięta ziemia. Kochałam Cię wprost i przez przerażenie. Twoje czarne skrzydła, żelazne pazury i czerwieniejące piekielnie oczy, kiedy bryzgałeś ich krwią ziemię u mych stóp. A potem odwróciłeś się do mnie i znów byłeś łagodny. Wciąż czułam się człowiekiem, dopóki nie objęłam twojej zrogowaciałej czaszki opiekuńczymi dłońmi. Na krzyk spod skóry wysunęły Ci się noże tnąc drewno krokwi wspierających dach. Wiedziałam już, że wyrosły mi zęby i całkiem biała skóra.
A potem było wzgórze z widokiem na ocean nocnego miasta i nieckę zatoki ze wzburzoną wodą poniżej. Światła które tak bardzo chciałam Ci pokazać znikające przez przenikającą się historię. Przeszłość zajrzała nam w szatańskie oczy, poniżej tonął okręt w kipieli, siekący deszcz szarpał moje włosy a twoje ramiona mocniej zaciskały się na mojej szyi. W kaplicy obok był pożar, witraż przedstawiał rycerza walczącego ze smokiem, a w krypcie wewnątrz ja zabita twoimi ludzkimi wtedy rękoma. Wskrzeszoną kochałeś mnie tym bardziej.
Jak zwykle obserwowałam swoją śmierć.
< sny o demonach znów wyjadają mi duszę >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz