W miejscu w ktorym jezyk ma cztery tony moj glos brzmi zaskakujaco melodyjnie. Zdziwiona zaledwie odrobine szubuje na ogonie latawca. Bywa, ze uczepiona samego koniuszka wciaz czuje sie jak sztabka olowiu. Wybaczanie jest butelka francuskiego wina schowana za szyba. Czasem przeciagam poslinionym palcem po szkle. Czekam az dojrzeje.
Ja mam juz ostatnie zycie do przebiegniecia. Owinieta w szale, miekkie spojrzenia, rozmruczane pozadanie. Moja duma na wysokich obcasach z perfekcyjnym manicure. Bezpieczenstwo ma smak orientu, zapach chleba, sytosc sera. Starzenie sie tym razem wyglada kolorowo.
Niose wlasna kobiecosc czerwieniejaca mi do srodka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz