czwartek, 20 lutego 2014

12.02.2011



Nosze w sobie zarodki slonca; dojrzewaja plynnie, mdlejaco, chronione cienka zaslonka jego powiek. Jestem jak namalowana na szkle jego palcow. W ich opoce jestem nieskonczenie delikatna ale paradoksalnie silniejsza niz kiedykolwiek. Pragne i otrzymuje.
Nigdy nie przestane Ci dziekowac za jego istenienie i brak koniecznosci umierania.

< To bylo. Tak jest. Ale dzis pekam i krusze sie, a moj mialki pyl drazni jego stopy>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz